Pierwszy raz zetknęłam się z tym
daniem, jak większość naszych rodaków, w barkach na alpejskich stokach
narciarskich. Jako, że język naszych zachodnich sąsiadów nie należy do
moich mocnych stron, to najpierw połamałam sobie język na wypowiedzeniu
nazwy, a potem się zakochałam w tym cesarskim daniu. Moi znajomi
zajadali się kiełbaskami (również bardzo zacnymi - zresztą głodnego
narciarza jest w stanie zaspokoić każda potrawa) a ja tylko te omlety. A
potem się okazało, że całkiem łatwo się je przyrządza w domu. Troszkę
kłopotliwe jest odpowiednie ich poszarpanie, ale można dojść do wprawy.
Dla weekednowych smakoszy polecam na długie leniwe śniadanie.
Składniki (na 2 duże omlety):
100 gr mąki
2 jajka (żółtka i białka oddzielnie)
2 łyżki cukru
1/2 szklanki mleka
rodzynki
cukier puder do dekoracji
mus jabłkowy lub śliwkowy (opcjonalnie)
Rodzynki namoczyć we wrzątku. Mąkę przesiać do miski. Dodać żółtka, cukier, mleko i całość zmiksować na gładką masę.
Białka
ubić na sztywną pianę. Połączyć z pozostałą masą - bardzo delikatnie,
żeby utracić jak najmniej z puszystości piany. Najlepiej drewnianą łyżką
a nie mikserem. Na koniec dodać namoczone rodzynki.
Połowę
porcji wylać na rozgrzaną patelnię. Poczekać aż z jednej strony się
zrumieni a następnie porwać widelcem na mniejsze kawałki. W ten sposób
dosmażyć z drugiej strony.
Podawać
posypany cukrem pudrem. Przepysznie smakuje z musem jabłkowym lub
śliwkowym (uduszone jabłka / śliwki zmiksować z odrobiną soku z cytryny -
nie słodzić, bo tego cukru byłoby już stanowczo za dużo).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz